Kiedy jest mi źle, to jest mi źle po całości. Zauważam to w przestrzeni swojego umysłu, odczuwam brak energii w ciele, wyrażam wycofaniem, a serce jakieś takie… . Najchętniej siedziałbym pod kocykiem i nie wystawiał swojego nosa. Jest to nieprzyjemny stan, ale całkiem normalny. Każdy ma prawo złapać doła, doświadczyć co znaczy jesienna depresja, przejść przez wiosenne przesilenie, poczuć się osamotnionym, czy znaleźć się akurat w trudnej sytuacji życiowej. Nie mniej jednak to wszystko da się przeżyć. Trudności to jeden z aspektów ludzkiego życia. Mawiają mądrzy ludzie, że nic nie odejdzie dopóki nie zostanie wyciągnięta z tego lekcja, którą przynosi nam życie.
Wewnętrzny krytyk
Niestety zawsze pojawia się on. Własny, prywatny, wewnętrzny krytyk – automatyczny troll, który przyciska do ziemi i nie pozwala wznieść się do nieba. On zawsze wie najlepiej, co powinno być, a nie jest. I zawsze potrafi najtrafniej… dobić. Nie szczędzi słów, a wie, które zabolą najbardziej. No cóż, specjalizuje się w dręczeniu swojego chlebodawcy od najmłodszych lat.
Ale rozpoznałem go i wiem, że nie powstał, by mnie zniszczyć. Stworzyłem go we wczesnym dzieciństwie, jako swego rodzaju automatyczny regulator, wskaźnik rozbieżności między tym kim jestem, a tym kim być powinienem, a raczej tym jakim otoczenie (rodzina, szkoła) chce bym był. To on miał mnie chronić przez kolejnym zranieniem mojego źródła, mojej wrażliwości.
Teraz gdy jest mi źle, nie muszę już go słuchać. Podchodzę do niego z życzliwością. Wiem, że chciał dobrze. Zawsze chciał pomóc. Tak jak i moi rodzice. Też chcieli dobrze.
Życzliwość, a krytyk
Życzliwość okazała się być jak woda. Delikatna, łagodząca, a jednocześnie potężna, wygładzająca najbardziej kanciaste skały. Potrzeba czasu i cierpliwości, ale zawsze, koniec końców, życzliwość rozpuszcza każdy głaz czy to depresja, smutek, rozczarowanie, poczucie osamotnienia czy zwykła pomyłka.
Życzliwość skierowana do siebie to cudowne, uzdrawiające narzędzie. Mało znane, gdyż od lat jesteśmy indoktrynowani wizją szczęścia opartego na posiadaniu. Od lat otrzymujemy wzorce, które automatyzują nasze postrzeganie świata. Porównując się do tych wzorców, zawsze popadamy w uczucie niedostatku. I biegniemy do pracy, by to naprawić, by osiągnąć więcej i więcej, całkowicie zapominając o potrzebach, wynikających z natury naszego serca. Ciągle coś musimy. I brak w tym życzliwości. Szczególnie my mężowie, ojcowie, popadamy w tę funkcję biegu za czymś. A nie daj Boże, żeby facet upadł, potknął się, spadł ze swojego białego konia. Prawdziwy facet nie uroni łzy. Prawdziwy mężczyzna to rycerz na białym koniu, nigdy nie spada, zawsze ma rację i jest człowiekiem sukcesu. Ale wy kobiety w cale nie macie łatwiej. Od dawna panujący wzorzec dobrej matki ciąży na was nieustannie. Być może słyszałaś wielokrotnie „kiedy ślub?!”, „kiedy dzieci?!”, „tylko jedno dziecko?!”, „jak ty je wychowujesz?!”, itd.
Moc życzliwości
A życzliwość do samego siebie ma zdolności uzdrowicielskie. Życzliwość przeobraża to co nawykowe w to co bliskie sercu. To stan, w którym łatwo uświadomić sobie, że te wszystkie wzorce i oczekiwania to tylko iluzje. Jak obrazy w bajkach – pojawiają się z zewnątrz, pozostają w pamięci, ale nie mają dużo wspólnego z rzeczywistością.
Życzliwość pozwala zauważyć własny nieprzyjemny stan. Dzięki życzliwości można przeżyć go bez niepotrzebnej walki i szarpaniny, która zużywa niepotrzebnie energię życiową.
Życzliwość pomaga podnieść się po upadku. Ba, nam mężczyznom pozwala nawet upaść z białego konia, którego tak kurczowo trzymamy się, żeby nie utracić statusu człowieka sukcesu.
Życzliwość to kropla wody, kapiąca z sufitu na ostry kamień cierpienia. Potrzebujesz jej, by wygładzić skałę bólu, a nie jak zawsze chować ją w jaskini, głęboko we własnym sercu. Dzięki życzliwości zrozumiesz, że wszystko co robisz, nawet te rzeczy, które twój troll nazywa złymi, robisz właśnie po to by się chronić. Być może nie zawsze umiejętnie i nie zawsze najlepiej jakbyś chciała, chciał, ale jednak w celu własnej ochrony. Rozumiejąc swoje mechanizmy obronne, patrząc na nie z życzliwością, ty decydujesz czy dziś pozwolić sobie na taką czy inną pomoc. A to uwalnia – czasami jak czarodziejska różdżka. Dotykasz problemu z życzliwością i po chwili nie ma problemu, pojawia się życie.
Zapytasz jak wzbudzić życzliwość, kiedy wszędzie wokół tak ostre i twarde skały? Praktykując uważność nie tylko zauważysz swój stan, nie tylko zaakceptujesz to co właśnie się wydarza, bez względu czy jest to przyjemne czy cholernie trudne przeżycie. Pamiętaj, że akceptacja nie jest równoznaczna z poddaniem się – pozwala doświadczyć całości twojego życia, nie tylko przyjemności. Uważność naturalnie wprowadza w życie delikatność, która jest motorem życzliwości. Nie mówię, że stanie się to zaraz, jutro. Niektórym przychodzi to łatwiej innym trudniej, ale natura życzliwości jest zawsze taka sama. Wystarczy szczelina, żeby woda się przecisnęła, a dalej zrobi swoje.
Pamiętaj – życzliwość jest jak woda, która wygładza najbardziej kanciaste skały.